Gawędy o drzewach i życiu
Brzoza.
Przez okno coraz częściej zagląda słońce. W powietrzu czuć pełzającą jeszcze wiosnę. Brzoza koło domu, jakby coraz śmielej nas zaprasza pod swoje konary. Ona dobrze wie, że już wkrótce wokół niej znów będzie słychać dziecięcy rechot. W jej cieniu zakwitną borówki, nieśmiało porzeczka weźmie się do życia.
Ona też czuje, że świat się zmienia. Codziennie stała sama, a teraz pomimo różnej pogody spacery wokół niej toczą się na dobre. Zakaz wychodzenia sprawił, że nasze podwórko stało się azylem. Tutaj czujemy się bezpiecznie i próbujemy zachować namiastkę codzienności. Szukamy rutyny, która jeszcze nie tak dawno potrafiła boleć, ale teraz wydaje się czymś cudownym. Ta brzoza, która stoi w tyle domu, zna już ból naszej tęsknoty za rokiem przeszłym, gdzie budząca wiosna napawała ogromnym entuzjazmem i radością. Cóż jej pozostało, słucha cierpliwie przyspieszonego bicia serca i stara się koić je, jak tylko potrafi. Szumi cichutko śpiewając swą kołysankę, jak matka dziecku do snu próbując je wyciszyć i uspokoić.
Gawędząc o mojej brzozie, doceniam ją jeszcze bardziej niż kiedyś, niby bardzo powszechny rodzaj drzewa, ale zdrowia nektar posiada. Bo kto z was nie słyszał o dobroczynnym napoju z brzozy.
Sięgając pamięcią wstecz, z radością wspominam momenty, kiedy wiedzę na temat brzozy i jej drogocennych zalet przekazała mi mama. Wiele, wiele lat temu, jeszcze jako dziecko z niecierpliwością czekałam na nadchodzącą wiosnę. We wczesnym jej stadium, mama zabierała mnie w okolice domu, rosły tam piękne brzozy, a ja jako pomocnik zbierałam z nią sok z brzozy. Nosiłam butelki, które ona przyczepiała do drzewa. Następnie solidnie starała się je zabezpieczyć, aby pozostały na miejscu gdzie je zostawiła. Pomimo tego zdarzało się, że któraś pod wpływem ciężaru lądowała na ziemi. Sok użyźniał glebę, a ja ze smutkiem odnosiłam puste naczynie do domu.
Wspomnienia…
Zapach drzew, soku brzozowego, chłodnego powietrza i widok nieśmiało zieleniejącej trawy pamiętam do dzisiaj. Pamiętam też bardzo dokładnie, te rosłe 3 brzozy. W tamtym czasie wydawały mi się gigantycznymi drzewami, chociaż jako dziecko nigdy do najniższych nie należałam. Droga do brzóz w czasie pozyskiwania soku, była dobrze wydeptana. Ciekawość była tak ogromna, że biegałam tam po kilka razy dziennie, tylko po to by sprawdzić ilość zbiorów. Kapiące gałązki, niby zwykła sprawa, cieszyły ogromnie. Sentyment do brzozy pozostał, ponieważ ze względu na mój wzrost porównywano mnie właśnie do tego drzewa. Wtedy te porównania mnie drażniły, czasem nawet bolały, dzisiaj uznałabym je za komplement. Brzoza charakteryzuje się smukłym kształtem, więc mogę być taką brzozą.
Świat się zmienia z dnia na dzień, a drzewa tylko spisują tą historię na swoich słojach. Czy wróci świat który cieszył? Wierzę głęboko że wróci. Ta nauka, ten przystanek, który zafundowało nam życie, jest po to abyśmy właśnie je docenili.
W jednej z moich ulubionych piosenek, tenor Marek Torzewski pięknie opisuje to, że „nic nie dane jest na zawsze, nawet niebo ponad głową ma swój kres…” smutna prawda… tak więc trzeba kochać… wybaczać… mieć wzgląd na innych…