Ja brzoza, ja brzoza – grab, jak mnie słyszysz…
Warsan Shire
„Nie jest moją odpowiedzialnością być piękną. Nie żyję w tym celu. Moja egzystencja nie polega na tym, jak bardzo atrakcyjną mnie widzisz.”
Wzrost mierzony metrem
Ech, od małego wszyscy powtarzają Ci bądź sobą, a robią wszystko abyś sobą nie był. Jak tu więc być sobą, skoro wszystko staje na drodze do celu. Powiem Ci, że do tego trzeba chyba dorosnąć, przynajmniej tak było w moim przypadku.
Przyszłam na świat jako urocze dziecko – tak sobie wmawiam (uwielbiam zdjęcia z dzieciństwa). Delikatnie mówiąc byłam wypasionym dzieckiem. Uważam, że waga wtedy jak nigdy dodawała mi uroku. Zgromadzenie rodzinne oceniło, że jestem całkiem fajną pulchną dziewczynką. Pomimo wszystko cicho prosili los, aby kilogramy mnie opuściły z wiekiem, ponieważ w innym wypadku będę miała przekichane. Apetyt mi dopisywał – szczególnie na pączki.
Rosłam sobie grzecznie i z wiekiem pięłam się do góry z taką prędkością, że zaczęto porównywać mnie do brzozy. Na mój widok wielokrotnie reagowano: „ale Ty wielka jesteś” i nie chodziło im bynajmniej o moją wartość. „Urosłaś jak te brzozy za stodołą”, „O matko – chyba jesteś najwyższa w klasie”, „Ty wielkoludzie”, „Czy Ty kiedyś przestaniesz rosnąć?” itp., itd. Cóż miałam zrobić? Wpływu na to nie miałam, jako dziewczynka brałam to strasznie do serca. Metra starczało do mierzenia, więc skąd to tragizowanie odnośnie mojego wzrostu? Nie wiem.
Pewność siebie, a raczej jej brak
Na zajęciach z plastyki słyszałam, że talentu to ja nie mam nic a nic, więc nie brnęłam w to dalej. Uwierzyłam i moją wyobraźnię wysłałam na długi urlop. Jak ja bym chciała, żeby Pani od plastyki zobaczyła teraz co moja fantazja potrafi stworzyć – utarło by to jej nosa, tak jak ona mi utarła wiele lat temu. Podcięła mi skrzydła i gruchnęłam wtedy na ziemię. Ale nie martwcie się, skrzydła odrosły i ja znów zaczynam latać. Czytasz mój artykuł, a to kawałek moich marzeń. Teraz już nie dam się złamać – mam cel i polecę daleko, daleko…
Nie zapomnę też, gdy kiedyś jeden z chłopców w szkole porównał mnie do małpy na mojej bluzie, mówiąc że urodą nie odbiegam jej nic a nic – dzieci w szkole potrafią zranić drugie niczym sztylet. Te słowa bolały bardzo długo, wypowiedziane w tłumie zrobiły ze mnie pośmiewisko. Moja samoocena niestety spadła. Teraz bym mu się odgryzła, bo małpy to całkiem urocze stworzenia, a intelektem niektórych z rasy ludzkiej przewyższają o stokroć. Generalnie nie wzruszył by mnie teraz tym tekstem, wyrosłam na silną kobietę!
Moja pewność siebie topniała i topniała, czułam się inna i wcale nie lepsza, a na pewno nie chciałam wtedy być sobą. Jak ja nie znosiłam porównywania mnie z olbrzymami (to bym mój największy kompleks – wzrost), w głowie kłębiły mi się marzenia o średnim wzroście, o innym wyglądzie. Niestety marzenia sobie, a życie sobie. Niczym witki na wietrze wyrosłam na długie, chude dziewczę. Kilogramy uleciały i jako nastolatka wyglądałam jak deska w tartaku, oczywiście bez wystających sęków. Ktoś mądry wymyślił biustonosze typu push-up i jakoś to było.
Okres dojrzewania – czasem słońce, czasem deszcz…
Przyszedł okres dojrzewania i moje geny troszkę ukazały swoją łaskawość. Tu i ówdzie uwidocznił się pewien kształt, ale to był czas bycia nastolatką, a wiadomo – ten wiek ma swoje prawa. Jest to kolejny moment, kiedy za byciem sobą nie tęskniłam. Przyszły kompleksy różnorakie, które z perspektywy czasu bawią mnie ogromnie. Każdy dodatkowy dekagram stawał się życiową tragedią, podejrzewam że w tym okresie mózg za wzrostem nie nadążał i stąd takie efekty.
Marzenia do spełnienia
Marzyłam by być niższa, mieć kręcone włosy, pokaźny biust (a czemu by nie!) i figurę w rozmiarze xs. Wyrosłam na wielkoluda z drobnym biustem, o prostych włosach. Jeśli marzyłam żeby coś było drobne, to na pewno nie chodziło mi o biust, co najwyżej gabaryt, ale czasem los płata figle.
Zakup spodni na wieżę za jaką mnie uważano, stanowił nie lada wyzwanie. Aby je kupić, musiałam przejść wszystkie okoliczne sklepy i rynki, a tam też nie raz słyszałam że na takich jak ja mało wymiarowych nic nie ma. Co miało oznaczać „takich jak ja”? Czy nie miałam prawa czuć się jak cyrkowiec? Szczudła to były moje nogi – przecież ciągle to słyszałam, więc był to istny cyrk.
Szkoleń w tamtych czasach z obsługi klienta nie było, a z taktem co niektórzy mieli na bakier. Ja poprostu byłam wysoka, zwyczajnie wysoka – 175 cm wzrostu.
To jeszcze nie był ten czas kiedy rozumiałam że bycie sobą to cudna sprawa. Poszukiwania mojego ja trwały dalej.
Pierwszy krok do sukcesu
Przyszedł moment, kiedy trzeba było wybrać swoją ścieżkę rozwoju – szkołę. Och, tutaj dorośli potrafią dziecku namącić w głowie. Dyktowane to jest oczywiście troską o przyszłość, jednak w odkrywaniu siebie raczej nie pomaga. Silny charakter sobie poradzi, ten słabszy szybko się zakręci. Wrzuca się młodego człowieka w młynek myśli: „Ten kierunek zły, pracy nie będzie”, „Idź tam i tam to będzie dobra pensja”, „Tam nie idź, z pasji nie wyżyjesz”, itd. Ja nie miałam pojęcia gdzie jest moja droga, co chcę robić w życiu.
Wydawało mi się że wybieram słusznie, oj teraz to wiem, jak bym pospacerowała po swojej karierze. Wiele lat temu to był marsz jak po jednym głębszym. Ile razy się potknęłam, to tylko ja wiem. Drogi z których mnie znosiło także będą w większości moją tajemnicą. Dobrnęłam do wieku, gdzie mogłam już stanowić swoje ja. Och, jak wtedy bycie sobą brało górę, jak ono chciało pokazać że jest, przecież byłam dorosła – dobre sobie.
Wiek młodzieńczy szumiał mi w głowie, niczym dobry szampan w sylwestra. Moje serce poczuło, że potrzebuje gdzieś ulokować swoje uczucia. Nie żeby wcześniej o tym nie myślało. Były i wcześniejsze porywy serca, niestety kiepsko lokowane. Każde doświadczenie zbierałam jak puzzle w układance, tak żeby na koniec skleić to w całość i powstało z tego coś sensownego. Popełnianie błędów bywa bolesne, jednak to właśnie na nich się uczymy. Chociaż pupa czasem bolała dość mocno od lądowania, wszystkie lekcje pokory przeszłam.
Hej Brzoza – jest całkiem nieźle
Moje ja, moje bycie sobą powoli zaczynało kiełkować. Patrząc w lusterko zaczęłam zauważać nie brzozę, ale zgrabną dziewczynę. Polubiłam swojego wroga – mój wzrost. Dopuściłam do głowy myśl, że niech ludzie sobie myślą o mnie tak, jak im się chce i wiesz co, to był fantastyczny moment. Jedna z fajniejszych decyzji mego życia. W końcu to jest ich głowa, ich myśli, ich wybór, ich sprawa.
Jestem kim jestem. Kocham siebie, chociaż nie ma tak, że czasem mi moje wady albo niedoskonałości nie przeszkadzają, ale to naprawdę pikuś! Teraz wiem co trzeba zrobić, aby nieco ułatwić sobie proces stawania się sobą – konsekwentnie polubić siebie. I tak też ta magia zaczęła się dziać.
Tęcza na niebie
Witold Gombrowicz
„Nie wiem, jaki jestem, ale cierpię, gdy mnie deformują… Wbrew wszystkiemu chcę być sobą”
Niczym tęcza na niebie po deszczu, pojawił się człowiek – mój Grab, który zaakceptował wielkoluda – Brzozę. Mało tego – on się w nim zakochał. Może to zabrzmi nieskromnie, ale wiedział, że serce które otrzyma, jest podobnych gabarytów co mój wzrost. Nauczył mnie, że nie warto oceniać siebie przez pryzmat powierzchowności, zewnętrznych cech. Uroda, bogactwo czy sukcesy zawodowe być może dają dużo radości, ale przemijają. Warto zweryfikować hierarchię tego co najważniejsze, a najważniejsze jest to, żeby być szczęśliwym.
Grab – jak mnie „widzisz”
Przed nim było kilka grabów, ale to były raczej pojedzone przez korniki kiepskie kawałki drewna, ociosane kołki które trzeba było z lasu jednak usunąć – zainfekowane zagrażają przecież innym drzewom. Brzozę mogły naruszyć i niestała by tak prosto dumnie – pochyliłaby się raczej smutno ku ziemi. Wycięte zostały jednak w odpowiednim momencie.
Dobrze się stało i obok tej Brzozy wyrósł bardzo zdrowy piękny Grab. Chociaż brzoza była inna niż on, całkowicie inny gatunek, to mimo to „zdębiał” na jej widok. Ten Grab dopuścił, żeby Brzoza wreszcie poczuła się na 100 % sobą. On nie szukał w brzozie olchy. On zauważył, że Brzoza jest piękna, bo jest długa i smukła. Jej wnętrze jest całkiem ok i nie trzeba go zmieniać. Ten Grab zobaczył, że chociaż czasem lata na wietrze jak szalona, bo wiatr ją gnie, to ta iskra szaleństwa przy jego spokojnym trybie sprawia, że życie jest ciekawsze.
Ten mój Grab uświadomił mi, by być sobą. Przy nim nie spinam się, bo nie muszę niczego udawać. Nie muszę stwarzać żadnych pozorów – ja wiem że on mnie akceptuje. Jestem jego Brzozą, w jego oczach odbijam się tak jak sobie to wymarzyłam.
Lepiej późno niż wcale
Czas, czas, czas… W moim życiu przyszedł czas i nabrałam śmiałości, by uwierzyć w to, że jestem wartościowym człowiekiem taka jaka jestem. Zaczęłam wzmacniać swoje poczucie własnej jakości. Wiara w siebie sprawiła, że uwierzyłam w to że „kto jak nie ja” jest w stanie osiągnąć to co chce.
Pędzę teraz do przodu, podpięłam pod siebie mnóstwo pozytywnych emocji i zwyczajnie cieszę się życiem. Jestem sobą. Jestem atrakcyjna, inteligentna i utalentowana i wierzę w to ja – reszta nie musi. Każdy ma prawo postrzegać innych jak chce, ale mi już nic do tego. Czy widzą mnie brzozą, czy widzą mnie jeszcze inaczej, czy oceniają jeszcze pod innym względem, już teraz mnie nie wzrusza. Moje ja, mój spokój jest bezcenny. Zajęło mi to sporo lat, około 30, ale wiem, że było warto.
Znalazłam do siebie instrukcję obsługi „krok po kroku”. Gdy coś zaczyna szwankować, to w rubryce serwis znajduję rozwiązanie. Kocham swój wzrost, mój mały biust wykarmił dwie moje ukochane córki. Chociaż babcia martwiła się, jak te rodzynki dadzą pokarm, teraz byłaby ze mnie dumna, że mimo wszystko dały radę.
Czy wyglądam tak czy inaczej nie ma znaczenia, najważniejsza osoba uważa, że jestem piękna mądra itd:), moje córki twierdzą, że super ze mnie mamcia. Rodzice i teściowie są moim wsparciem. A reszta… Reszta jak chce, kto będzie miał ochotę zaprosi mnie do swojego życia, taką jaką jestem. Bo jestem sobą i nie chcę już tego zmieniać.
Jedno jest pewne- za bardzo przejmujemy się tym, by dogodzić innym. Zapominamy o swoich poglądach, swoich pomysłach, czasem zapominamy o sobie. Żaden inny człowiek nie wie, co by nas uszczęśliwiło i co jest dla nas dobre – może się tylko domyślać.
Zależy nam niesamowicie na akceptacji innych, stąd czasem zapominamy by być sobą i zakładamy maskę, taką maskę jaką chcą zobaczyć inni. Ja tę maskę utylizuję, nie chcę jej!!! Chcę pozostać sobą, chcę czuć się lekko, chcę latać. CHCĘ NARESZCIE ZACZĄĆ ŻYĆ PEŁNĄ PIERSIĄ Z CAŁYCH SIŁ!!!
JESTEM SOBĄ – JESTEM KIMŚ!!!
I będę latać, chociaż wiem że nasze życie to nie tylko miłość, radość i szczęście, zabawa. Zdarzają się momenty strachu, cierpienia i bólu. Nie da się przeżyć życia bez tego, każdy z nas, prędzej czy później będzie musiał tego doświadczyć. Pomimo to żyj i kochaj siebie, akceptuj życie.
Najważniejszy jest ciąg dalszy, ten który sam piszesz! Zaakceptuj siebie, bądź sobą – prawdziwą osobą. Żyj w zgodzie z naturą. Tylko wtedy będziesz szczęśliwa czy szczęśliwy. Szczęśliwa będzie Twoja rodzina, dzieci i przyjaciele. Nie jestem psychologiem, ale jestem – mam nadzieję – życzliwą Ci duszą.
Pamiętaj trzymam za Ciebie kciuki!!!
Na każdej z życia twego dróg bądź sobą, zawsze bądź sobą – przynajmniej staraj się!!!
Więcej artykułów w zakładkach poniżej:
- Kolorowe kredki (8)
- Kraina wiedzy (6)
- Podróż sentymentalna (7)
- Polna apteka (4)
- Refleksje (4)